Wyruszamy z Sibiu na Transfogaraską. Dla mnie trochę stresu, ale wrażenia...bezcenne. Swoją drogą niesamowite, że tam, gdzie największe zakręty i zakazy parkowania, Rumuni oczywiście parkują.
Trzeba tu do takich rzeczy przywyknąć. Z kolei przy tunelu, którym przejeżdża się na drugą stronę Trasy, jest zakaz trąbienia, a co robią Rumuni zaraz po wjechaniu do tunelu...trąbią...
|
Dolna stacja kolejki do Balea Lac. Balea Cascada. Przy dobrym wzroku można dostrzec trasę na stoku po lewej. |
|
Już na wspomnianym wcześniej stoku. W oddali dolinka, do której zmierzamy. |
|
Transfogaraska. Po prostu. |
|
Dalsza, wyżej położona część trasy. |
|
Tunel na drugą stronę Fogaraszy (tę południową). |
W każdym razie trasa Trans. jest przepiękna. Niestety-stety mieliśmy piękną pogodę i zdjęcia wyszły prześwietlone, ale widoki, jakie mieliśmy - WOW.
Śniadanio-obiad zjedliśmy w Cabana Balea Lac. Pięknie położona, ale jedzenie tragiczne. Ja jadłam, jakby wcześniej zrobiony, kotlet z kurczaka, następnie zamrożony, a potem odgrzany.
Gorzej, że Piotr otrzymał podobnie podany stek. Jednak jego stek był sprzed kilku dni...musieliśmy reklamować. Dostał ponownie równie wstrętny, ale przynajmniej świeży.
|
Cabana Balea Lac |
|
Balea Lac i "cały ten kram" z przełączki w drodze do Cajtun. |
W trasę wystartowaliśmy ok. 9 - niebieskie paski poprowadziły nas wokół jeziora do czerwonych pasków. I dalej czerwonymi paskami do jeziorka Cajtun. Droga średnio wymagająca, chociaż po drodze pojawiło się trochę przewyższeń i miejsc ubezpieczonych łańcuchami. Łańcuchy jednak jedynie ułatwiały wędrówkę i nawet, jak dla mnie, nie były niczym szczególnie nieprzyjemnym...przynajmniej tego pierwszego dnia.
Po drodze natomiast mieliśmy cudowne widoki. I łowieczki. Wszędzie, stada łowieczek.
|
Widok z przełączki w stronę Negoiu |
|
Wszechobecne Łowieczki :D |
|
Kolejne Łowieczki (policz ile ich jest :D) |
|
Rzut oka na to co przeszliśmy |
|
Jeziorko Cajtun (nasz dzisiejszy nocleg). Nad nim szczyty. Po prawej najwyższy to Negoiu |
|
Camping z bliska. Obudowy wokół namiotów nie są na pokaz. |
W końcu osiągnęliśmy, położone pod monstrualną skalną ścianą, jeziorko. Po prawej stronie rozciągał się widok na pobliskie pasma, w tym na Negoiu. Patrząc na te ściany, nie mogliśmy nawet dostrzec ścieżki, którą mieliśmy pokonać na drugi dzień. Szczęście w nieszczęściu dla mnie, sławna 200 m Strunga Draculi została zepsuta przez czerwcowe deszcze i schodzące lawiny. Co pewnie będzie smutne dla turystów, którzy lubią takie atrakcje, ponoć nie zostanie odbudowana w najbliższym czasie.
Rozbiliśmy namiot, lekko jeszcze ubezpieczając go przed wiatrem, kamieniami. Widząc, że towarzystwo generalnie nie szuka wspólnego kontaktu, poszliśmy spać. Rano czekała nas wycieczka na Negoiu.
Wstaliśmy wcześnie ale zebranie się zajęło nam niewiele czasu i już ok. ósmej byliśmy na szlaku. Przyznam, że było kilka miejsc, w których myślałam, że zawrócę. Z początku trasa biegła po rozległym kamienisku wokół jeziorka. Następnie trawersowała zbocze, ścieżka była lekko piargowa, ale nie nastręczała sporych trudności. Największą trudność sprawiała mi myśl, że za chwilę dojdę do Strungi Domanei i upiorny upał od samego rana. W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie szlak wbijał się w skały i zaczynała się Strunga.
Okazała się z początku piarżysta, następnie pojawiło się kilka łańcuchów...trochę strachu i w sumie bez większego problemu byliśmy po drugiej stronie góry.
Znów trawersowaliśmy jej zbocze, teraz ścieżką wśród traw ( gdy tymczasem zbocze po drugiej stronie było jedynie kamieniste).
W końcu dotarliśmy do miejsca, z którego rozpościerał się niesamowity widok. Szliśmy dalej. Rozpoczęło się podejście skałami, które z początku wydawało mi się trudne i już chciałam zawracać. Wejście do góry wydawało mi się jeszcze w miarę proste, ale nie wyobrażałam sobie zejścia ( które w końcu nie okazało się tak złe, jak z początku się zdawało). Generalnie wejście na Negoiu przypominało nam trochę wejście na Krywań. Ale w sumie było dużo szybsze (końcowy kamienisty odcinek trasy).
A na górze...flaga Tyskiego z Euro i widoki nie do opisania. I znów takie słońce, że pewnie prześwietlone zdjęcia nie oddadzą tego, co widzieliśmy.
|
Na szczycie Negoiu 2535 npm. |
|
Widok w stronę Balea Lac. W dole widać kawałek jeziorka Cajtun. |
|
Zejście/Podejście na szczyt. |
|
Widok w stronę południowo-zachodnią. |
|
Widok na stronę południową. |
|
Widok na stronę zachodnią |
Mimo obaw, zejście z Negoiu okazało się całkiem szybkie. Przy jeziorku obiad, pakowanie sprzętu oraz namiotu i przed nami droga ( ok. 3,5 h) do Balea Lac. I zaczęły się schody. Ledwo weszliśmy na pierwszą przełączkę, a zza wielkiej ściany skał burknęło grzmotami ( tak, że kosówka po drugiej stronie góry paliła się jeszcze na drugi dzień). Mocno zastanawialiśmy się, czy zostać, czy ruszyć dalej.
Wydawało się, że burza nie przedostanie się przez nasze, przecież bardzo wysokie pasmo. Ruszyliśmy do przodu, mocno pod górkę z niesamowitym tempem. Burza poszła bokiem...Cieszyliśmy się, bo czekała nas prosta, ale jednak, przeprawa przez łańcuchy. Niestety, na górze, przed łańcuchową przeprawą, burza zaczęła zawracać. Wiedzieliśmy, że na górze się zatrzyma, więc szybkim tempem ruszyliśmy do przodu.
Przeszliśmy łańcuchy, weszliśmy na łączkę i burza zaczęła straszyć poważniej....Jednak wciąż chmury nie chciały przejść na drugą stronę góry. I tak z jednej strony gór mieliśmy bezchmurne niebo i słońce, a z drugiej strony straszącą burzę. Chwila wahania czy rozbijać namiot czy uciekać- decyzja uciekamy. Decyzja okazała się słuszna. Gromy przez chwilę uderzały w samej chmurze, a my w końcu osiągnęliśmy drugą stronę stoku i już w zupełnym słońcu doszliśmy do Balea.
Na dole szybka przegryzka - pikantny kabanos i Ciuc Radler (w kraju bez piwa ten napój ratował życie :D).
Zaczęliśmy szukać noclegu. Okazało się, że w okolicy Balea Lac nie było wolnych miejsc. Zostaliśmy zmuszeni zjechać do Balea Cascada (ok połowa trasy Transfogaraskiej). Tam został jedynie apartament :/. Okazał się on zupełną porażką. Niestety, w rumuńskich hotelach "starej daty" nie jest zbyt czysto, a sanitariaty generalnie "latają". Za to mieliśmy dwa pokoje, dwa telewizory (jeden LCD) i lodówkę prosto ze sklepu (jeszcze nalepki nie zostały zdjęte).
Poniżej kilka zdjęć ze szlaku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz