Ekipa- stała. Wyjazd, jak zwykle 6:00 rano w sobotę. Mieliśmy mieszane odczucia odnośnie pogody. Jak się okazało, wstrzeliliśmy się idealnie pomiędzy mglisty piątek, a jeszcze bardziej mglisty i deszczowy poniedziałek :). Lekko już przyprószone śniegiem góry wyglądały przepięknie. Słońce przepływające nisko nad horyzontem tworzyło piękny klimat i rzucało bajeczne cienie.
Start z parkingu w Karpaczu i wędrówka Białym Jarem. W sumie nie mieliśmy wyjścia. Kocioł Łomniczki został już zamknięty, nie jeździł również wyciąg, który przechodził sezonowy przegląd.
Ponieważ okazało się, że szybko weszliśmy na obszar pokryty śniegiem, uznaliśmy że Biały Jar na drugi dzień (planowaliśmy nim również wracać), może okazać się b. nieprzyjemny. Na razie jednak, zachwycając się widokami i "kambodżą", wędrowaliśmy prosto do Lućni Boudy.
A w Lućni - wiadomo- śniadanie i Parohać do kompletu ;). Po odpoczynku czas w drogę- do Vyrovki.
Z Vyrovki w dół drogą (zielonym) do polanki Richterovy Boudy, gdzie przycupnęliśmy na chwilę w schronisku. Ponieważ dzień był piękny a zejścia szosą nie należą do najprzyjemniejszych, zdecydowaliśmy się - zamiast dalszej drogi zielonym- odbić na szlak czerwony (ale nie przy samym schronisku w lewo- ten wiedzie do Peca piękną drogą nad Rużovym Dulem, a nieco niżej w prawo, gdzie ścieżka wiedzie nad potokiem- trasa do Peca przez Chaloupky). Bardzo przyjemna alternatywa. Jednak od Peca wolałabym tamtędy nie podchodzić. Również w warunkach zimowych wybrałabym raczej standardową drogę.
Gdy zeszliśmy do Peca, było już ciemno.
W Pecu, jak zwykle, nocleg u Zelmana. Wieczorem natomiast przeżyliśmy małe rozczarowanie. Basen okazał się zamknięty i trzeba było szukać miejsca na obiad gdzie indziej. Trafiliśmy do restauracji hotelu Krokus, gdzie najedliśmy się smacznie i do syta.
W niedzielę standardowy powrót do Karpacza: od Peca zielonym-Vyrovka- Lućni Bouda - przecięcie czerwonego- Strzecha Akademicka. Dla małej odmiany, zdecydowaliśmy się zejść do Karpacza żółtym (dawny tor saneczkowy), pozostawiając Biały Jar z boku.