sobota, 13 lipca 2013

Góry Izerskie 13-14.07.2013r.

W ostatni weekend wybraliśmy się ze znajomymi w do Harrahova. Postanowiliśmy powędrować po Izerach, w których nie tylko byliśmy już dawno, ale których nigdy nie zdobywaliśmy od czeskiej strony. Chociaż "zdobywanie" to w tym wypadku określenie raczej na wyrost. Szlaki w Izerach są łatwe technicznie. Zwłaszcza gdy wycieczki planuje się od strony Harrahova, bądź Jakuszyc, przewyższenia są znikome. Trudność, w zależności od planowanej trasy, może natomiast sprawiać odległość i wędrówka po asfaltach, bądź mocno utwardzonym podłożu. Izery, to również świetne miejsce na wyprawy rowerowe. Poprowadzonych jest mnóstwo szlaków, o różnym stopniu trudności. Na odcinku Orle- Chata Górzystów widzieliśmy mnóstwo osób z małymi dziećmi na rowerach. Jeżeli ktoś ma zarezerwowany nocleg w schronisku Orle, może podjechać samochodem pod samo schronisko, a stamtąd do Chatki Górzystów w zasadzie ma prostą drogę.

Ale po kolei. Z samego rana w sobotę, wyruszyliśmy z Marusią i Slavoyem i Gromitem - niestrudzonym psem:) do Harrahova. Nocleg zaplanowaliśmy na campingu http://camp.harrachov.cz/galerie.htm. Camping szczerze polecam. Osobiście generalnie nie gustuję w takich miejscach, ale od czasu do czasu zdarza nam się na campingach nocować. Ten zachwycił mnie ciszą (pomimo pobliskiej drogi biegnącej do granicy z Polską), uprzejmością personelu i przede wszystkim - czystością. 
Co istotne, jest również świetnie położony. Na przeciwko znajduje się jakaś sieciówka. Dosyć długo jest otwarta, zatem nie ma problemu z zakupami, zarówno z samego rana, jak i po górskiej wycieczce. Zaledwie kilkanaście metrów dalej znajduje się browar Novosad i jedna z największych atrakcji miasteczka- szklarnia. W dni pracy, z okien sali browaru, można podglądać jak wytwarzane są szklane wyroby sprzedawane w pobliskim sklepie (w asortymencie również okazjonalne kufle, szklanki i kielichy do piwa w najrozmaitszych kształtach). 

Jeszcze tego samego dnia wyruszyliśmy na trasę: Harrachov-  Jizerka-Schronisko Orle-Harrachov. 
Wystartowaliśmy na czerwony szlak o godzinie 10:05, by już ok. 10:50 raczyć się piwem przy stacji PKP (Bufet u Maśinky). Piwo było kiepskie, ale było i było zimne :) (Kruśowice 24 Kć). W dalszą drogę wyruszyliśmy ok. 11:25. Szlak wiedzie przez las. Generalnie asfaltem lub utwardzaną drogą, wzdłuż rzeki Jizerki. Widoki na tym odcinku nie są jakieś szczególne. Gdyby nie wycieczka w większej grupie, droga z pewnością byłaby bardzo monotonna. Około godziny 13:00 doszliśmy do skrzyżowania Nad Jizerskymy Prahy, gdzie drogowskaz wskazał 1,5 km do Jizerki. Po drodze minęliśmy Chatę pod Bukowcem, gdzie  zatrzymaliśmy się jedynie po pieczątkę. Za Chatą zasłużona nagroda za monotonny odcinek - przepiękna, rozległa panorama położonej w dolince Jizerki. Olbrzymia przestrzeń i łąki fioletowe od ostów i naparstnic. 

Do schroniska Jizerka doszliśmy o 13:50. Tam dłuższy odpoczynek przy Pilsnerze (40 Kć, ale był też Maisse Weisse właściwie w tej samej cenie). Po krótkim odpoczynku i narzekaniach na ceny oraz obsługę, ruszyliśmy o 14:20 czerwonym szlakiem w dalszą drogę. Dosyć szybko zeszliśmy na żółty szlak wiodący do granicy, do szlaku zielonego. Droga za Jizerką była już dużo ciekawsza. W końcu osiągnęliśmy mostek na Izerze łączący Polskę i Czechy. Został on uroczyście otwarty w czerwcu 2005 i jak się okazuje, od tego czasu odbywają się tam spotkania Polaków i Czechów. W tym roku również takie spotkanie miało miejsce, a my mieliśmy szczęście na nie trafić :). Grała orkiestra, można było zjeść kiełbaski, sałatki, ciacho i zapić to wszystko piwem z Novosadu. Oczywiście, skorzystaliśmy z tej okazji :) 

Ponieważ trochę nam czasu zeszło i przy schronisku Orle byliśmy dopiero ok. 16:25, więc jedynie podbiłam zeszyt i po krótkiej przerwie ruszyliśmy o 16:40 zielonym do Harrahova. Czekał nas jeszcze kawałek wycieczki. Powinniśmy byli zejść do Harrahova ok. 19:00. Po drodze jednak Gromit zaniemógł. Nadal radośnie brykał i ciągnęło go w las za nowo poznanymi zapachami, ale jedną łapkę wciąż podciągał do góry. Między innymi to sprawiło, że przy pierwszej nadarzającej się okazji i dojrzeniu ścieżki biegnącej ostrzej w dół, Slavoy skorzystał z GPS-a. I pomimo moich wątpliwości (przedzieraliśmy się jakąś ścieżką, która z pewnością od dawna nie była uczęszczana), wyszło nam to na dobre. Skrót okazał się strzałem w "10", bo do miasteczka doszliśmy jakieś 40 min przed czasem :). I tak zakończyliśmy pierwszy dzień.

Na drugi dzień czekała nas o wiele dłuższa wycieczka. Niestety, Marusia musiała zostać z Gromitem, co jak się później okazało, wyszło nam chyba wszystkim na dobre. W Szklarskiej byliśmy bardzo późno.

W niedzielę podjechaliśmy samochodem do Jakuszyc. Marusia z Gromitem udała się na zwiedzanie Szklarskiej Poręby, a my ze Slavoyem ruszyliśmy ok. 10:15 czerwonym szlakiem w stronę schroniska Orle. Do schroniska dotarliśmy ok. 11:05. Na miejscu było mnóstwo ludzi. Pewnie zostali po uroczystościach, które miały miejsce dzień wcześniej. Niestety, wypili wszelkie piwo :( Ruszyliśmy zatem już o 11:10 w dalszą drogę. Dalej wędrowaliśmy czerwonym, do Chatki Górzystów. Szlak banalnie prosty. Tylko trochę się dłuży. Brak widoków, a co chwila trzeba było schodzić z drogi rowerzystom. Rowerzystów w tych górach jest zatrzęsienie. W pewnym momencie, dogoniliśmy jakąś dużą grupę turystów... Już na miejscu, w Chatce okazało się, że nie dopchamy się przez nich do bufetu. A dania w Chatce wyglądały pysznie- zarówno podawane zupy, jak również naleśniki z owocami, nad którymi wszyscy achali. O piwie też można było zapomnieć. Na marginesie, dostępny był Lwówek Książęcy i Svijany w cenie 6,00 zł. W Chatce odpoczywaliśmy od 12:17 do 12:48. Następnie ruszyliśmy żółtym szlakiem do góry, w kierunku Wysokiej Kopy. O 13:32 doszliśmy do rozejścia z czerwonym. Dzięki Slavoyowi i jego GPS-owi o 13:32 udało nam się zdobyć najwyższy szczyt Izerów- Wysoką Kopę. Biegnie na nią wąska, nieoznakowana ścieżka. Generalnie jest wyraźna, ale biegną od niej czasem odnogi i można się zgubić. Po pstryknięciu kilku upamiętniających to wydarzenie fotek o 14:25 zaczęliśmy się kierować w stronę Wysokiego Kamienia. Droga zaczęła nam się już dłużyć. Mnie bolał brzuch, a chyba wszyscy mieliśmy serdecznie dosyć asfaltu i utwardzanych dróg. Po drodze, gdy odpoczywaliśmy na jakichś skałach koło kamieniołomu, wyprzedziła nas ok 50 grupa z PTTK Dzierżoniów. Ta sama, przez którą nie można było dopchać się do bufetu w Chatce Górzystów. Zdecydowaliśmy się, że trzeba trochę się wysilić i dojść do schroniska przed nimi. Finish dał nam popalić. Ale za to udało się zdobyć bez kolejki porcję pysznych pierogów, Izerskie i zająć miejsce na ławach przed schroniskiem z widokiem na Karkonosze. Pech chciał, że naszły chmury i widoczna była jedynie część gór od Szrenicy w stronę Izerów. Ale i tak widok na całą Szklarską i okolicę zapierał dech w piersiach. Trzeba przyznać, że schronisko położone jest w przepięknym miejscu. Szacunek dla Pana, który wybudował je w zasadzie własnymi rękami. Nie mogę się doczekać, kiedy będzie można tam spać. Ponoć taka możliwość jest w planach, gdy zostanie dociągnięta woda do schroniska. Ale to perspektywa przynajmniej dwóch lat... Już sobie wyobrażam zbudzić się w tym miejscu i podziwiać wschód słońca nad Karkonoszami...bajka!

Odpoczęliśmy do 17:10 i zaczęliśmy schodzić do Szklarskiej. W okolicach stacji byliśmy ok. 18:10. Stamtąd zabrała nas Marusia i ruszyliśmy do Wrocławia. 


czwartek, 4 lipca 2013

Isla Negra Reserva Chardonney


Ponieważ nie miałam jeszcze czasu napisać o ostatniej wycieczce w góry, a w kwestii winnej namnożyło się zaległości, zatem dziś Isla Negra z Biedronki. Krótko - przyjemne, wytrawne, rześkie wino na lato. Koszt- ok. 14,00 zł. Piotrowi bardzo smakowało. Mi przeszkadzało zbyt duże nasycenie odczuwalne na języku. Bąbelki w winie- niekoniecznie lubię coś takiego.




wtorek, 2 lipca 2013

Vespral Gran Reserva

Vespral Gran Reserva, to lepsza odmiana znanego mi już wina Vespral. O ile Vespral nie jest najgorsze, ale bez rewelacji, to Vespral Gran Reserva jest bardzo aromatyczne, o dużej pijalności. Pasuje zwłaszcza do cięższych obiadów.Kolejne wino z Lidl w przystępnej cenie.


poniedziałek, 1 lipca 2013

Karkonosze 29.06.-30.06.2013

Po raz drugi w tym roku wyruszyliśmy z moimi rodzicami w Karkonosze. Tym razem do Peca pod Śnieżką. Około godziny 8:00 wjechaliśmy na Kopę. Mieliśmy obawy co do pogody, ponieważ na wyciągu wiało i widać było nachodzące zza gór ciemne chmury. Mieliśmy też jednak i inne obawy. Piotrek obchodził 29.06. swoje święto :)  i wyjazd był tak naprawdę prezentem dla niego. Ale dodatkiem extra miało być zwiedzanie browaru w Lućni Boudzie. Niestety, w związku z tym, że do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy na pewno uda nam się wyjechać, nie rezerwowaliśmy zwiedzania. Nie byliśmy zatem pewni do ostatniej chwili, czy niespodzianka się uda...

Około godziny 9:10 byliśmy przy Śląskim Domu, skąd niebieskim szlakiem ruszyliśmy w stronę Lućni Boudy. Nastroje nam się poprawiły, ponieważ ciemne chmury wyglądały źle tylko z tego względu, że zbierały się nad górami. Widok na stronę czeską nie był już tak pesymistyczny. Mało tego, wyszło słońce i zrobiło się całkiem przyjemnie. Do Lućni doszliśmy około godziny 9:50. Zwiedzanie odbywa się tylko w wyznaczonych godzinach (byliśmy za wcześnie), ale musieliśmy mieć bardzo błagające spojrzenia, ponieważ pani z recepcji zlitowała się nad nami i zadzwoniła do piwowara. Na szczęście był na miejscu i znalazł dla nas czas. Koszt zwiedzania to 150,00 koron od osoby. W cenie jest wliczona próbka piwa. Trafiliśmy na ciemne, którego nie było na kranach w restauracji. Wbrew naszym domysłom sprzed dwóch tygodni, było to zwykłe ciemne piwo, a nie stout. Jednak jakie pyszne! Ponoć będzie na kranie zamiennie z IPĄ (oprócz jasnego i polotmavego, które generalnie są dostępne cały czas). Ponieważ IPA, z tego co zauważyliśmy, nie schodzi zbyt szybko (turyści nie wiedzą co to jest), podpytaliśmy czy planują warzyć ją w przyszłości. Na szczęście zarówno piwowar, jak również manager schroniska uwielbiają IPĘ, zatem możemy spać spokojnie . Z ciekawostek, udało nam się dowiedzieć, że mają w planach uwarzenie portera bałtyckiego.
W samym schronisku zachwyciły nas podziemia, których nie mielibyśmy okazji oglądać, gdyby nie zwiedzanie browaru. Okazało się, że w podziemiach znajdują się również baseny z rybami. Zatem, jeżeli ktoś lubi jeść ryby, może mieć pewność, że w Lućni zje je naprawdę świeże. Były również ponoć pomysły, żeby hodować świnki, ale nie da rady, bo to w końcu park narodowy.

  Gdyby ktoś planował wycieczkę w góry od Szklarskiej a nie od Karpacza, to Parohaća można również spróbować w Labskiej Boudzie (ten sam właściciel). Wydaje mi się, że można zrobić fajną wycieczkę wjazd na Szrenicę- Vosecka Bouda-Labska Bouda-i albo powrót od razu przez Łabski Szczyt, albo dalej do Martinovej Boudy- niebieskim dojść do granicy z Polską i wracać górą przez Łabski, albo Śnieżnymi Kotłami (zielony szlak) do schroniska pod Łabskim i do Szklarskiej. Ale to odrębna historia.

Niestety, Lućni trzeba było w końcu opuścić. Zatem o 14:07 wyruszyliśmy w dalszą drogę. O godzinie 15:30 doszliśmy do Rozcasti. Krótki przystanek zrobiliśmy jednak dopiero na widokówce na Liści Horze, na którą weszliśmy o 16:02 (czerwony szlak). O 16:12 już wędrowaliśmy czerwonym w stronę Lyżarskiej. W Lyżarskiej trochę dłuższy odpoczynek na coś słodkiego i o 17:24 zejście żółtym do Peca, gdzie dotarliśmy o 18:00. Tym razem na kolację udaliśmy się do Basenu. Lokal właśnie w takim dziwnym, basenowym wystroju. Charakterystyczna jest kabina prysznicowa, na którą niemalże wchodzi się przekraczając próg lokalu. Jedzenie jest przepyszne !

W niedzielę powrót do Wrocławia. O 9:08 rozpoczęliśmy standardowo podejście szlakiem zielonym do Vyrovki. Przy Rychtrovych Boudach byliśmy o 10:10. Jest to kolejne miejsce po czeskiej stronie Karkonoszy, na które należy uważać, bo nie zawsze bywa otwarte. Przy Vyrovce byliśmy o 10:45. Po krótkim odpoczynku, o 11:14 zaczęła się przeprawa przez grzbiet (2,5 km asfaltem do Lućni). W Lućni zjedlśmy obiad a na Kopie byliśmy o 13:39. Tym razem zjechaliśmy i standardowo wróciliśmy do Wrocławia.